Mateusz Choróbski
1 / 6
Przeciąg
20.09.2013
W 1930 roku zginął Miho Schön. Szerzej nieznany serbski artysta, po którym pozostały zdawkowe informacje i plotka o jego ekwilibrystycznych lotach samolotem, tuż przy przejeżdzających pociągach. W trakcie jednego z takich pokazów, wykonując pętlę tuż nad ziemią, zginął.
Rok później, w 1931 roku, do Łodzi przeprowadził się Władysław Strzemiński, znany awangardowy artysta, uczeń Malewicza i inicjator powstania pierwszej kolekcji sztuki awangardowej w Europie.
Miho nazywał swoje działania aktem performatywnym, który był wypadkową jego dadaistycznych poszukiwań. Tym samym zmienił znaczenie lotu, dodał wartość poprzez inne, nowe wykorzystanie maszyny oraz odnalezienie widza na wiele lat przed zdefiniowaniem performancu w sposób, w jaki rozumiemy go dzisiaj.
Niedługo potym Władysław Strzemiński próbował oswoić przestrzeń Łodzi, okiełznać chaos i strukturę miasta. Wojna pokrzyżowała jego plany, paradoksalnie nie dała ona możliwości na wprowadzenie nowej architektury, która wyrastała by na ruinach miasta. Łódź nie została zniszczona w czasie wojny stąd też nie było możliwości by na nowo zaprojektować miasto, co uczynił już przed wojną Strzemiński opisując swoje założenia i wskazując na toczące miasto dymy i choroby w tekście Łódź Sfunkcjonalizowana.
W Pismach Strzemińskiego, Łódź jawi się jako projekt do zrealizowania, jako miasto niesprawne i wymagające naprawy. Strzemiński dostrzegał potrzebę wprowadzenia zmian w nowym okresie historycznym Łodzi, po czasach prosperity Ziemi Obiecanej. Łódź przemysłowa rozwijała się na planie zbliżonym do amerykańskiego miasta, którego schemat sprowadza się do prostokątnej szachownicy ulic. Jednak w okresie wzmożonego rozwoju plan ten nie sprostał rzeczywistości zarówno łódzkiej jak i amerykańskiej. Cytując Strzemińskiego: powstawały miasta zadymione, zabudowane domami różnej wysokości.
Urodziłem się w 1987 roku, wychowałem w Radomsku w województwie Łódzkim. Łódź jest największym i najbliżej położonym miastem od mojego domu rodzinnego. W młodości wraz z innymi cyklicznie podróżowaliśmy do niego jako jedynego ośrodka kulturalnego, dostępnego po półtorej godziny jazdy pociągiem. Byliśmy rządni kin, teatrów i chwilowego poczucia wielkomiejskości, innej dynamiki. Byliśmy włóczykijami podróżującymi czasem na gapę, wcześniej zbierając butelki po piwe, sprzedawaliśmy je w skupie a za kilka złotych kupowaliśmy frytki. W czasie studiów powracałem do tej przestrzeni, starając się odwiedzać tamtejsze muzeum sztuki, mijałem tym samym ulicę Piotrkowsą w drodzę z jeszcze czynnego dworca Fabrycznego a później Kaliskiego.
W grudniu 2012 roku , w czasie takich odwiedzin, spacerowałem przypatrując się tej specyficznej przestrzeni, kojarzonej w Polsce głównie ze wzgledu na jej zapuszczony charakter i nieprzyjazną aurę. Zacząłem się zastanawiająć jakie działanie jest w stanie zadziałać na nią. Nie znalazłem odpowiedzi, tak jakby miasto nie pozwoliło mi wejść w jego strukturę a ja sam nie mogłem pozbyć się poczucia obcości jakie czasem towarzyszy niechcianym turystom.
W styczniu 2013 roku wróciłem do Łodzi pamiętając o poprzednim nie udanym spotkaniu a nieprzychylność przestrzeni postanowiłem tym razem potraktować jako jej cechę, której nie mogłem obejść, musiałem ją zaakceptować. Ta wrogość Łodzi wymusiła na mnie poszukiwanie działania, które byłoby nadrzędne wobec przestrzeni. Działanie totalne, nie wykorzystujące niczego co, do Łodzi przynależy. W takiej sytuacji cokolwiek pochodziłoby od niej musiałoby być nasiąknięte nią samą, skażone. Chciałem potraktować miasto jak kartkę papieru, którą mogę zgnieść lub rysować po niej, wykreślać linię. Tak jak zrobiłby to planista, czy rysownik zabierający się za nakreślenie miasta. Potraktowanie przestrzeni jako pola do działania, bez ograniczeń, przyniosło nowe konotacje. Zaczęła jawić się jako miejsce spektaklu, gdzie każdy odgrywa swoją rolę, jest ekspertem jak w teatrze Rimini Protokol. Problem polegał na tym, że spektakl przestał być interesujący, scenografia poszarzała, a aktorzy pogrążyli się w mechanicznym powtarzaniu swoich kwestii, co niektórzy, jakby widząc swą pozycje z dystansu, rezygnowali ze swoich ról udając się na emigrację, przyjmując status wędrowcy. Moje poszukiwania i mierzenie się z miastem zbiegły się w czasie z publikacją artykułu na łamach The Sun, opisującym Łódź jako miasto stracone. Ze znaną dla tabloida przesadą przedstawiono kolejki na lotnisku, prowadzące przyszłych emigrantów do nowej ziemi obiecanej. Jednak mimo wpisanej w tabloid przesady, udało się zwrócić uwagę na toczące miasto problemy. Zrobiono to z pozycji zewnętrznej, która nie uzurpuje sobie prawa do obrony gniazda, pozwala na krytykę. Forma, której poszukiwałem musiała być : zewnętrzna i nadrzędna wobec przestrzeni. Dążąca do przebudzenia mieszkańców, jak dzwonek w teatrze, gdzie pauza nabrałaby znaczenia. Do tej pory spektakl przybierał formę bezpieczną, przestrzeń dawała poczucie fałszywego komfortu, brakowało przesileń, momentów krytycznych pozwalających zdystansować się i wprowadzić negację. Myślałem skalą podobną do tej utopijnej, przedstawionej przez Strzemińskiego. Obserwowałem ulice i poznawałem ich historię. Większość z nich jest szeroka, była tak projektowana, by umożliwić wentylację powietrza w przestrzeni miasta. Od kiedy Łódź przestała być ośrodkiem przemysłowym to powietrze w pewnym sensie ciągle tam zalega. Przestrzeń wymagała przewietrzenia, jednak by było to możliwie potrzebowałem formy, która poruszy nieruchome powietrze, okalające budynki i mieszkańców. Powietrze to, mimo że w swej naturze jest przezroczystą chodź słyszalną i namacalną mieszanką atmosferycznych elementów chemicznych, jawiło mi się jako masa, śluz, który spowalnia ruchy i wyklucza dynamikę. Jak przezroczyste bagno albo scena, gdzie trudno złapać oddech, a przecież warunkiem by powietrze mogło się poruszać jest możliwość jego wtargnięcie do środka i wydostania się co, nie miało miejsca w Łodzi. Ta scenabyła duszna. Doszło do zatrzymania cyrkulacji i stagnacji powietrza. Zabetowania ulic starym powietrzem. Warunkiem koniecznym do jakiekolwiek ruchu w takich okolicznościach, jest wkroczenie do danej przestrzeni przy użyciu pewnej siły, często gwałtownej. Takiego wtargnięcia potrzebowałem... Dźwięk i obraz, nadrzędne wobec miasta spełniały ten warunek.
Dlatego wybrałem samolot odrzutowy i samolot akrobatyczny.
W 2013 nad ulicą Piotrkowską w Łodzi, najstarszą ulicą miasta, od której liniowo rozwijała się Łódź, na wysokości poniżej 200 metrów przeleciał samolot odrzutowy, gdy zniknął pojawił się drugi zostawiając linię w powietrzu wytworzoną z dymu, smogu rysującego zawieszoną w przestrzeni efemeryczna linię, ponowną pierwszą kreskę na arkuszu urbanisty.